Kolejne miasta rezygnują z budowy spalarni. Wrocław, Siedlec, Mielec. W Krakowie zrezygnowano z rozbudowy spalarni. Pod znakiem zapytania stoją instalacje w kilku innych miejscach. To efekt nie tylko protestów społecznych, ale i chłodnej kalkulacji. Czy to początek końca spalarnianej gorączki? Czas najwyższy!
W ostatnim czasie mieliśmy do czynienia z otwarciem dwóch dużych spalarni odpadów komunalnych w Olsztynie i Gdańsku, ślimaczy się odbiór największej spalarni w Warszawie. Ich budowy zostały zapoczątkowane wiele lat temu. Do tego kilkadziesiąt kolejnych spalarni jest w trakcie zaawansowanego procedowania.
Łącznie, z istniejącymi spalarniami, współspalarniami oraz z cementowniami i ich nie w pełni wykorzystanym potencjałem to blisko 80 instalacji do spalania odpadów komunalnych. Wolumen ponad 7 mln ton (!). Dziś już wiemy, że to znacznie więcej niż wynoszą krajowe potrzeby w zakresie spalania odpadów. Szczególnie że odpady komunalne nie podlegają regionalizacji.
Świadomość, że nowe spalarnie nie mają sensu, a i z wielu aktualnie procedowanych należałoby zrezygnować, dociera do samorządowców powoli. Nadal wielu z nich widzi – błędnie – w spalarniach „cudowne” rozwiązanie skomplikowanego problemu odpadów. Tymczasem jest kompletnie odwrotnie.
Ministerstwo Klimatu i Środowiska ustami wiceminister Anity Sowińskiej mówi wprost: Ministerstwo nie może zabronić budowy kolejnych spalarni, ale pomysłodawcy muszą mieć świadomość, że odpadów generalnie – a szczególnie zmieszanych – będzie coraz mniej (!). Priorytetem jest recykling, a nie spalanie odpadów.
Analogicznie wskazuje Najwyższa Izba Kontroli. W podsumowaniu jednej z ostatnich kontroli NIK skrytykowała spalanie odpadów i wskazała, że spalanie zagraża osiągnięciu celów w zakresie recyklingu.
W ostatnim czasie z satysfakcją obserwujemy, że w wielu miastach dochodzi do odstąpienia od pomysłu budowy spalarni. Chodzi tu nie tylko o Wrocław, ale np. Mielec, czy Siedlec, których władze wydały negatywne decyzje środowiskowe (Mielec) lub same odstąpiły od budowy (Siedlec).
Przypomnijmy co mówił o spalarni we Wrocławiu wiceprezydent Jakub Mazur (wypowiedź dla Portalu Samorządowego):
„Widzimy dzisiaj nadwyżki odpadów wysokokalorycznych i konieczność budowy jeszcze kilku instalacji w Polsce. Wiem, że są projekty na 39 w różnych miejscach, w tym na Dolnym Śląsku. To już jednak polityka i decyzje na poziomie rządu, jak to regulować. My uznaliśmy, że nie ma sensu, żeby Wrocław inwestował ponad miliard złotych w instalację, która – zważywszy na strumień odpadów w perspektywie 2035 roku – nie będzie miała ekonomicznego sensu. To nie zdążyłoby się nam zwrócić.”
„Ponadto podjęliśmy decyzję, że dążymy do bycia „zielonym” miastem, które ogranicza emisje. A więc w takie inwestycje nie wchodzimy, bo termiczne przetwarzanie jest emisyjne i podkreśla się to we wszystkich strategicznych dokumentach unijnych.”
Jeszcze bardziej symptomatyczna jest decyzja Krakowa o rezygnacji z rozbudowy tamtejszej spalarni. Prezes Krakowskiego Holdingu Komunalnego SA, Bogusław Kośmider argumentował to tak:
„Obecnie to zadanie byłoby ekonomicznie nieopłacalne – mówił, argumentując, że choć wzrasta liczna mieszkańców wytwarzają oni mniej śmieci. – Za chwilę wejdzie też w życie tak zwana rozszerzona odpowiedzialność producenta i system kaucyjny, co również ograniczy ilość odpadów”.
Niby oczywiste-oczywistości, ale do niektórych docierają bardzo wolno…