Pieniądze są potrzebne na inne działania niż spalarnie, a odpadów zmieszanych będzie coraz mniej – mówi Wiceministra Klimatu i Środowiska Anita Sowińska. Wygląda na to, że Ministerstwo Klimatu i Środowiska dostrzegło, że szał budowy spalarni w Polsce należy ograniczać.

Przypomnijmy, że krajowe potrzeby w zakresie spalania odpadów są już zabezpieczone, a odpady komunalne nie podlegają regionalizacji. 20 instalacji do spalania odpadów komunalnych (spalarni, współspalarni i cementowni) już istnieje, jest w rozruchu lub budowie. Kolejnych blisko 50 jest w zaawansowanym procedowaniu. Do tego dochodzi 10 już istniejących cementowni, które również mogą i deklarują spalanie odpadów komunalnych.

To w sumie niemal 80 instalacji o łącznym wolumenie ponad 7 mln ton, gdzie przy krajowych potrzebach szacowanych na około 4 mln ton zostanie wykorzystanych mniej niż 60% tego potencjału. To spowodowało, że władze Krakowa zrezygnowały z rozbudowy tamtejszej spalarni, bo przewidują, że „nie będzie czym w niej palić”.

W tym kontekście bardzo nas cieszą wypowiedzi Wiceministry Anity Sowińskiej dla Portal Samorządowy (link do publikacji w komentarzu):

„Pieniądze są potrzebne na inne działania priorytetowe. Podobnie działa Unia Europejska, która nie dopłaca do budowy kolejnych spalarni. Oczywiście mówimy o finansowaniu, a nie zatrzymaniu tego typu inwestycji. Jeżeli inwestor prywatny czy gmina uzna, że im się taka budowa opłaca, to spełniając wymogi środowiskowe, może się tego podjąć”.

W rozmowie z Portalem Samorządowym zaznaczyła co prawda, Ministerstwo nie może zabronić budowy kolejnych spalarni, ale pomysłodawcy muszą mieć świadomość, że odpadów generalnie – a szczególnie zmieszanych – będzie coraz mniej (!).

„Spalarnie mają swoją rolę w całym systemie i trzeba je traktować jako dopełnienie tego systemu, a nie jako priorytet. Nasze główne cele to ograniczenie powstawania odpadów, odzysk, recykling, a spalanie jest, zgodnie z hierarchią, gdzieś na dole tej listy” – uzupełniała Wiceminister.

To dokładnie takie same wnioski jakie wynikają z ostatniej kontroli NIK. Przypomnijmy, że niedawno Najwyższa Izba Kontroli skrytykowała spalanie odpadów i wskazała, że spalanie zagraża osiągnięciu celów w zakresie recyklingu. To już kolejna kontrola NIK, która potwierdziła patologie wynikające ze spalania odpadów.

Temat ponownie jest gorący ponieważ za czasów poprzedniego rządu, choć wiadomo już było że Unia Europejska ODCHODZI od spalania odpadów, rozpoczęto dofinansowanie budowy takich instalacji w Polsce. Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW) rozdał aż 3 mld złotych na 18 spalarni. Stało się to wbrew przepisom unijnym, bo formalnie Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2020/852 (tzw. Taksonomia), zabrania dofinansowania budowy spalarni.

Środki na to NIE POCHODZĄ jednak z UE, ale z (niezależnego od UE) Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju. Tam trafiają wpływy z opłat z EU ETS, czyli systemu opłat za emisje CO2. Ponad połowa środków z całej UE z tego tytułu przekazywana jest następnie Polsce. Teoretycznie powinny służyć transformacji energetycznej. Poprzednia ekipa rządząca finansowała z nich budowę spalarni…

To z kolei rozbudziło apetyty samorządowców w całym kraju, którzy w spalarniach zaczęli BŁĘDNIE (!) widzieć proste rozwiązanie trudnych problemów z gospodarką odpadami. Dołożył się do tego agresywny lobbing firm spalarnianych.

Przysłowiowym „rzutem na taśmę”, już po ostatnich wyborach parlamentarnych, NFOŚiGW ogłosił uzupełniający nabór na budowę kolejnych spalarni. Teraz samorządy, ustami Portalu Samorządowego, dopytują się co z tymi pieniędzmi. Wygląda jednak na to, że MKiŚ dostrzegło, że to droga do nikąd i ten szał budowy spalarni w Polsce należy ograniczać.

Mieliśmy w tym także swój udział, bo sygnalizowaliśmy ten problem na listopadowym spotkaniu szefostwa MKiŚ z organizacjami pozarządowymi z całem Polski.