Na dnie zbiornika wodnego, zakopane w ziemi, albo jako żużel widmo pod budowy dróg. Pozostałości po spalaniu odpadów w spalarniach to piramida patologii, o których się nie mówi.

W wyniku spalania, śmieci magicznie nie znikają. Pozostają trujące żużle i popioły, pełne niedopałów, czy toksyczne osady z filtrów. W sumie to około 1/3 pierwotnej masy „wsadu”. Unaocznił to jakiś czas temu wstrząsający dokument francuskiej telewizji Arte „Ukryte oblicze recyklingu”.

Większość spalarni w Polsce nie ma instalacji instalacji do separacji i waloryzacji tzw. żużla, żeby nadawał się on do dalszego wykorzystania. Oddają więc pozostałości po spalaniu do pseudorekultywacji w zewnętrznych firmach, skąd ulatniają się one w bulwersujących okolicznościach.

Najgłośniejszy przypadek to zakopanie toksycznych odpadów po spalaniu z krakowskiej spalarni na dnie budowanego w Będzinie zbiornika wodnego. Sprawę kilka lat temu nagłośniły media, zajmował się nią m.in. magazyn Interwencja Telewizji Polsat: https://interwencja.polsatnews.pl/reportaz/2018-01-18/niebezpieczne-odpady-wwieziono-na-teren-budowy-stawu_1614915/ Rozeszło się po kościach…

Krakowska spalarnia instalacji do sezonowania żużla nadal nie ma, choć powinna go mieć od 2015 r. Nie mają go także najnowsze spalarnie, jak ta w Gdańsku, gdzie trwają właśnie próbne rozruchy…