Wiceprezes Narodowego Funduszu Ochrony (sic!) Środowiska i Gospodarki Wodnej Dominik Bąk manipuluje w sprawie spalarni śmieci.
„NFOŚiGW był współorganizatorem warsztatów na temat termicznego przekształcania odpadów, które odbyły się w środę w Kancelarii Premiera. Skierowane do urzędników wydarzenie ma pomóc im w „zgodnym z prawem i odważnym przełamywaniu barier” na drodze do realizacji tych inwestycji.” – donosi PAP
NFOŚiGW od pewnego czasu jawnie forsuje budowę kolejnych spalarni śmieci. I nie widać końca tego obłędu, choć mamy już ich zabezpieczoną w naszym kraju wystarczającą ilość (wyliczenia w dalszej części tekstu). Spotkanie w Kancelarii Premiera było już jednak szczytem bezczelności.
„Wybuchają nieduże co do liczby, ale intensywne co do hałasu protesty społeczne. Biorą się one z niewiedzy albo z tego, że ktoś próbuje wmawiać, że są to instalacje niebezpieczne. Świat nauki, przykłady ze świata świadczą o tym, że są to instalacje całkowicie bezpieczne pod względem emisji. Są to najmniej emisyjne elektrociepłownie” – mówił wiceprezes NFOŚiGW podczas spotkania (cyt. za PAP).
Jedna wypowiedź a same nieprawdy:
- Tylko przy proteście przeciwko wrocławskiej spalarni śmieci pod petycjami podpisało się około 15.000 osób. Czy to wg p. Bąka jest „niedużo”?
- Świat nauki od dawna daje dowody o szkodliwości spalarni śmieci – są badania niezależnych zespołów badawczych, które to potwierdzają (skrót: bit.ly/3nKNUjn)
- Art. 17 Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2020/852), jednoznacznie stwierdza, że spalarnie wyrządzają poważne szkody środowiskowe.
- Spalarnie śmieci emitują więcej CO2 nawet od elektrociepłowni węglowych, w przeliczeniu na jednostkę wytworzonej energii.
Podczas spotkania usiłowano przekonywać, że budowa spalarni to rzekomo droga do niższych opłat za śmieci. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. Spalarnie najpewniej już od 2028 r. zostaną włączone do systemu EU ETS, a więc objęte słonymi opłatami za emisje CO2. Spalarnie ponadto utrudniają osiągnięcie obowiązkowych poziomów recyklingu, za co czekają nas kary.
Całe spotkanie najlepiej podsumować emotką. Oto ona: Zgniłą wisienką na torcie było hasło przewodnie prezentacji uwiecznione przez PAP…
Artykuł w serwisie PAP:
https://samorzad.pap.pl/kategoria/srodowisko/wiceprezes-nfosigw-nie-bojmy-sie-instalacji-gospodarowania-odpadami
—
Przypomnijmy, że wbrew obiegowym opiniom w Polsce… NIE POTRZEBUJEMY już więcej instalacji do spalania śmieci. To tylko prosta droga do jeszcze wyższych opłat za śmieci, bo spalarnie od 2028 r. zostaną objęte opłatami za emisje CO2 (obecnie ok. 100 EUR za tonę).
W naszym kraju odpady spalane są nie tylko w dedykowanych spalarniach, ale i cementowniach. A Polska jest drugim co do wielkości wytwórcą cementu w Europie. W Polsce mamy:
- 9 spalarni odpadów (wydajność 1,41 mln ton)
- 9 instalacji do spalania odpadów w cementowniach (1,43 mln ton, jak przekonuje przemysł cementowy z możliwością zwiększenia nawet do 3 mln ton, realnie do 1,8 mln)
- 5 spalarni w budowie i rozbudowie (690 tys. ton)
- 5 spalarni z pozwoleniem na budowę (660 tys. ton)
To w sumie już 28 instalacji o wydajności nawet 4,56 mln ton rocznie (a z decyzją o środowiskowych uwarunkowaniach i w trakcie planowania są przynajmniej 32 (!!!) kolejne).
Tymczasem przyjmuje się, że nie możemy spalać więcej niż 30% całkowitej masy odpadów w skali kraju, co przy 13 mln ton odpadów rocznie daje 3,9 mln (w 2035 r. będzie to nawet 25% – 3,25 mln). To są maksymalne liczby, rzeczywiste ilości powinny być (i zapewne będą jeszcze niższe).
Nawet samo Ministerstwo Klimatu i Środowiska w projekcie „Strategii dla ciepłownictwa do 2030 r. z perspektywą do 2040 r.” (pkt 6.4) szacuje: „Strumień niezagospodarowanych, palnych odpadów komunalnych, nie nadających się do recyklingu będzie wynosił w roku 2034 ok. 1,5-1,8 mln t rocznie.”
Czyli już teraz mamy zabezpieczone ponad dwukrotnie większe moce spalania niż OFICJALNIE szacuje Ministerstwo Klimatu i Środowiska w 2034 r. – bo jest to oficjalny dokument ministerstwa.
Budowa spalarni to także kosztowna ślepa uliczka z jeszcze jednego powodu – bo za niespełnienie celów recyklingu czekają nas kary. Cele są zaś wyśrubowane – w 2025 r. powinniśmy poddawać recyklingowi 55% odpadów, w 2030 r. 60%, a w 2035 r. aż 65%. A spalarnie rozleniwiają – po co recyklingować skoro można po prostu spalić?
Powinniśmy skupić się na:
- redukcji ilości wytwarzanych odpadów (m.in. poprzez system rozszerzonej odpowiedzialności producenta)
- ponownym używaniu (w czym może pomóc m.in. powszechny system kaucyjny na opakowania)
- recyklingu (czemu należy pomagać lepszym sortowaniem na poszczególne frakcje i minimalizowaniem odpadów zmieszanych).
Budować powinniśmy zaś biogazownie, a nie spalarnie, ponieważ bioodpady kuchenne i zielone stanowią aż 30-40% całej masy wytwarzanych odpadów komunalnych. Przekształcanie ich w kompost i biogaz jest najszybszą drogą do osiągnięcia wyznaczonych celów recyklingu. To przy tym znacznie tańsze, bo za cenę jednej spalarni można wybudować kilkadziesiąt biokompostowni.
Bioodpadów wytwarzamy taką masę, że jak ocenia prof. Jacek Dach z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, w Polsce mogłoby powstać 12.000 różnego rodzaju biogazowni, w których można osiągnąć 3,5 GW mocy energii elektrycznej pracy ciągłej, albo 7 GW pracy mocy szczytowej. W sumie więcej niż 2 elektrownie atomowe, których budowa jest planowana w Polsce.
Do tego moglibyśmy mieć ponad 8 mld m3 biometanu rocznie. Czyli 2 razy więcej niż nasze krajowe wydobycie i mniej więcej tyle ile wynosił import gazu z rosji do Polski.
To są kierunki w których powinniśmy podążać, a nie budowa kolejnych spalarni.